piątek, 20 czerwca 2014

Pomysły na oryginalny prezent na Dzień Ojca

Do Dnia Ojca pozostało już tylko kilka dni, więc każda z nas coraz usilniej szuka błyskotliwego pomysłu na prezent.
Być może na codzień tata gra w naszym rodzinnym spektaklu rolę drugoplanową, być może nie czuje się doceniany, bo często zbywamy go stwierdzeniami typu: “poczekaj, ja to zrobię lepiej”, a może wręcz przeciwnie, jest najwspanialszym ojcem na świecie i doskonale o tym wie.
Tak czy owak Dzień Ojca jest doskonałą okazją, żeby sprawić tacie przyjemnność, utwierdzić go w przekonaniu, że jest naprawdę ważny (pomimo pozorów) i okazać mu wdzięczność za codzienny trud.

Idealny prezent na Dzień Ojca jest:
- prosty w realizacji, a najlepiej z własnoręcznym wkładem dziecka.
- niedrogi. To zawsze plus, niezależnie od osoby czy okazji.
- oryginalny, to najważniejsze,  bo nie ma lepszego dowodu na to, że zależy nam na osobie, dla której jest przeznaczony.

Kubek
Świetnym pomysłem dla tatusiów najmłodszych szkrabów jest kubek z odbitką dłoni dziecka.
Wbrew pozorom nie jest on trudny do zrealizowania i z powodzeniem mogą wykonać go mamy nawet kilkudniowego brzdąca.
Wystarczy kupić nietoksyczne farby do malowania palcami, zrobić odcisk na kartce, odcisk zeskanować lub po prostu pstryknąć mu zdjęcie i zanieść plik do sklepu, który drukuje zdjęcia na kubeczkach.


prezent na dzień ojca

prezent na dzień ojca


Koszulka
Na stronie http://madrzyrodzice.cupsell.pl/produkt/724850-Koszulka-m-ska-Supertata-.html widziałam świetne koszulki zaprojektowane specjalnie na tę okazję.
Jeśli zdecydujecie się na jej zakup, to wiedzcie, że przy realizacji współpracował tata, dzięki czemu będziecie miały pewność, że facetom się spodoba.


prezent na dzień ojca
żródło: http://madrzyrodzice.cupsell.pl/produkt/724850-Koszulka-m-ska-Supertata-.html

Filmik
Nie trzeba być mistrzem obsługi komputera, żeby zrealizować krótki filmik dla taty: istnieją bardzo intuicyjne programy do tworzenia video, np. Windows movie maker.
Wystarczy wrzucić ulubioną piosenkę taty, najpiękniejsze zdjęcia z dziećmi i słowa wdzięczności, a sukces w postaci krokodylich łez jest gwarantowany.

Breloczek
Breloczek ze zdjęciem dziecka jest również doskonałym pomysłem. Tata doczepi go sobie do kluczy i uśmiech jego pociechy będzie mu zawsze towarzyszył.


prezent na dzień ojca


Laurka na cieście

To prezent dla spóźnialskich, dla tych, które nie zdążyły przygotować nic wcześniej, ale nie chcą zrezygnować z oryginalności i efektu zaskoczenia.
Wiadomo, zwykła laurka nie jest genialnym rozwiązaniem, ale laurka narysowana pisakami spożywczymi na ulubionym cieście taty, jeszcze lepiej jeśli przygotowanym wspólnie z dzieckiem, napewno zostanie bardzo doceniona.

Przygoda
Tutaj bierzemy pod uwagę różnice między kobietami i mężczyznami (podchodzę do tematu stereotypowo, sorry, ale to dla uproszczenia kwestii i mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony).
Podczas gdy my, mamy, uwielbiamy kwiatki i wszelkiego rodzaju świecidełka, dla facetów ważne są przygody, doświadczenia i wspólne odkrycia. Dlatego zafundujmy mu lot balonem z dzieciakami, wypad do wesołego miasteczka (tatusiowie na ogół świetnie się tam bawią) albo bilety na spektakl teatralny.
Mieszkającym w Warszawie i okolicach rodzicom najmłodszych gorąco polecam Teatr Małego Widza.
Tutaj pisałam o jednym z przedstawień, na które miałam okazję się wybrać, ale sprawdziłam w repertuarze, że w weekend poprzedzający Dzień Ojca dają spektakl Ahoj, na którym też byłam i mogę was zapewnić, że jest fantastyczny! 

prezent na dzień ojca


Mam nadzieję, że spodobały wam się moje idee i że zainspirowały was do przygotowania niebanalnej niespodzianki dla tatusiów waszych pociech.
Jeśli wy też macie jakieś ciekawe pomysły, to proszę, podzielcie się nimi w komentarzach, bo o ile solidarność kobieca wciąż poddawana jest do wątpliwości, to ja nadal wierzę w solidarność mam (przynajmniej w przypadku Dnia Ojca).

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Jak we śnie

“Jak we śnie”, jeden z moich ulubionych filmów, otwiera się sceną, w której Gael Garcia Bernal w tekturowym studio telewizyjnym wrzuca do ogromnego gara przeróżne składniki przygotowując  niezwykłą potrawę: marzenie senne.
“Witajcie w kolejnym odcinku telewizji edukacyjnej. Dziś pokażę państwu jak przygotowuje się sny. Na ogół ludzie myślą, że jest to bardzo prosty proces, ale w rzeczywistości jest on trochę bardziej skomplikowany. Jak widzicie kluczem jest bardzo delikatna kombinacja złożonych składników. Przede wszystkim wrzucamy odrobinę myśli jak popadnie, po czym dodajemy szczyptę wspomnień z minionego dnia, wymieszanych ze wspomnieniami z przeszłości, miłościami, relacjami, emocjami i wszystkimi innymi rzeczami, które kończą się na -jami. Piosenki, których słuchaliście, rzeczy, które zobaczyliście i inne osobiste.” W tym momencie z gara wydobywa się kolorowy dym i bohater zaczyna śnić.

Ja nie mam tekturowego studio telewizyjnego ani zmaterializowanych składników niezbędnych do przygotowania dobrego snu, ale wziąwszy pod uwagę ten inspirujący przepis i w trosce o fantastyczny smak i cudowny aromat naszych snów, w zeszłą sobotę wybraliśmy się z Nicko na Festiwal Andersena.
Imprezę gościło Sestri Levante, przepiękna nadmorska miejscowość turystyczna oddalona o około 50 km od Genui.
Miasteczko słynie z malowniczej promenady wzdłuż brzegów morza liguryjskiego, z wąskich uliczek przy których stoją typowe dla tego regionu domy wybudowane w XVII i XVIII wieku oraz z Zatoki Ciszy (Baia del Silenzio), która z jednej strony zamknięta jest wgórzami, a z drugiej piętnastowiecznym Klasztorem Matki Boskiej od Zwiastowania (obecnie jest własnością gminy i pełni funkcję centrum kongresowego).

Sestri Levante
Główna ulica w Sestri Levante
Sestri Levante
Baia del Silenzio
Sami przyznacie, że jest to wymarzona scenografia nie tylko dla marzeń sennych, ale też dla poświęconego najsłynniejszemu na świecie bajkopisarzowi festiwalu, który przyciąga setki widzów spragnionych wrażeń i niecodziennych emocji.
Na okres Festiwalu Andersena wszystkie place i ulice Sestri Levante zaludniają się starannie wyselekcjonowanymi przez organizatorów artystami, którzy inscenizują spektakle teatralne, występy koncertowe i bawią publiczność pokazami akrobatycznymi, klownodą oraz sztuczkami magicznymi.  

Sestri Levante
Bardzo zabawny spektakl
W myśl tegorocznego hasła “Sztuka jako energia” cała okolica tętniła pozytywną energią, której przepływ był odczuwalny, a wręcz widoczny, zarówno w poszczególnych spektaklach jak i w ogólnym obrazie miasta. Słone, nadmorskie powietrze wibrowało w rytm dyktowany przez artystów z Hawajów, Kanady, Argentyny, Chile, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i oczywiście Włoch.
My również daliśmy się ponieść fantazji i spędziliśmy cudowne popołudnie w świecie baśniowych opowieści zapominając o rzeczywistości i rządzących nią prawach czasu, przestrzeni i grawitacji. 
Miałam wrażenie, że nawet natura chciała uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu, podarowując nam przepiękny zachód słońca.


Sestri Levante
Spektakl natury

Nicko nie pozostał obojętny na urok festiwalu i odpłynął na fali pozytywnych emocji wspólnie z nową koleżanką.

Sestri Levante
Pozytywne emocje
 Po powrocie do domu poszliśmy prosto do łóżek i chociaż nie pamiętam dokładnie, co mi się śniło, to w niedzielę rano obudziłam się wypoczęta i zadowolona.

piątek, 6 czerwca 2014

Jest nam z tym do twarzy

Tak po prostu, bez metafor, onomatopei, eufemizmów i innych środków stylistycznych: ja i mój synek w roli głównej, tytuł banalny, bo w tak ważnych kwestiach wolę prostotę i bezpośredność: “Jesteśmy szczęśliwi i jest nam z tym do twarzy”. Poniżej zbiór migawek, kolorów, smaków, zapachów i emocji, które tworzą nasz świat.

Piątek 30 maja

“Mama, dlaczego jedziemy w górę?”
“Bo jedziemy do domu”
“Dlaczego jedziemy do domu?”
Dwa pytania z rzędu zaczynające się od “dlaczego” to nie przypadek. To oznaka nowego etapu rozwojowego mojego synka. Zaczął się bez uprzedzenia, bez słabszych wstrząsów zapowiadających. Nagle o 12.47 podczas krótkiego przejazdu samochodem ze żłobka do domu zatrzęsła się ziemia i od tamtej pory Nicko ciągle chce wiedzieć “dlaczego”. Nie ukrywam, że jestem tym zachwycona, bo lubię "intelektualne dysputy z dwulatkiem".
Na podwieczorek objedliśmy się owocami nieśplika japońskiego i pękają nam brzuchy...

zabawy z dwulatkiem
Nieśplik japoński

Sobota, 31 maja

Zakwitły mi hortensje. Mam trzy krzaki, które wyglądają jak różowe wodospady kwiatów. Wraca poczucie winy i zakłopotanie, bo znajomi, którzy je hodują opowiadają o różnych skomplikowanych procesach, które pomagają im zakwitnąć, a ja nie robię nic i mam najpiększe hortensje ze wszystkich.


zabawy z dwulatkiem
Hortensje: mój powód do... wstydu
Niedziela, 1 czerwca
We Włoszech nie ma Dnia Dziecka, co dla mnie jest wielką niesprawiedliwością, bo dzień Matki, Ojca i Dziadków są. Na szczęście Nicko jest pół-Polakiem i jedziemy wyszaleć się w piłeczkach, a w prezencie dostaje dawno obiecaną tablicę.

zabawy z dwulatkiem
Dzień Dziecka
zabawy z dwulatkiem
Wygląda jak ufoludek :)
I jeszcze się pochwalę prezentem na Dzień Matki, o którym nawet nie wspomniałam (niewdzięczna ze mnie baba).

zabawy z dwulatkiem
Najcenniejszy klejnot

Poniedziałek, 2 czerwca

Święto Republiki, kolejny dzień wolny od pracy. Świeci słońce i jest upalnie: otwieramy oficjalnie sezon plażowania.

zabawy z dwulatkiem
Life's a beach

Po raz pierwszy widzę nad morzem muzułmańską rodzinę. Co prawda kobieta pomimo upału zdjąć mogła tylko buty, ale dla mnie już sama jej obecność jest znakiem postępującej integracji międzykulturowej.

zabawy z dwulatkiem

Wtorek, 3 czerwca
Jedziemy na kolację do dziadków, ale wcześniej krótki wypad na plac zabaw.


zabawy z dwulatkiem

Środa, 4 czerwca
Zrobiłam super przystawkę z bakłażana.

zabawy z dwulatkiem

Przepis:
Bakłażana i 2 pomidory pokroić na plasterki, upiec na grillowej patelni. Na brytwance układać warstwami: jeden plaster bakłażana, na nim plaster pomidora, plaster mozzarelli, posypać oregano i od nowa bakłażan itd.
Zapiekać w piekarniku przy 200°C przez kilka minut aż rozpuści się mozzarella.

Czwartek 5 czerwca
Kupiłam najnowszą płytę Cesare Cremonini, bo jest bardzo optymistyczna i podobają mi się teksty.
Tym razem nie ograniczyłam się do Spotyfy czy iTunes, tylko poszłam do normalnego sklepu. Chciałam mieć album z okładką, którą postawię na półce, pomimo że nie podoba mi się jej design. Uśmiechałam się do siebie, bo patrząc na Nicko wydawało mi się to takie staroświeckie... Opowiadałam mu o ewolucji nośników dźwięków, o tym że jak byłam mała, to słuchałam bajek na adapterze, a potem wkręcałam taśmy kaset na ołówek, a teraz to już nawet CD nie są do niczego potrzebne... 
Na krótkim spacerze przed kolacją Nicko nazbierał mi polnych kwiatów.

zabawy z dwulatkiem


wtorek, 3 czerwca 2014

Moje cyber-dziecko

Zawsze się śmieję, kiedy opowiadam o moim porodzie, bo oczywiście nie wyglądał on tak jak zaplanowałam. Miałam termin na 22 listopada, ale optymistycznie wierzyłam, że Nicko urodzi się co najmniej kilka dni później.
Na 10 listopada przypadał jeden z organizowanych przeze mnie eventów, więc chciałam zrealizować super wydarzenie kulturalne, zamknąć komputer i zająć się przygotowaniami do porodu.
Kiedy urodził się Nicko?
10 listopada rano rzecz jasna!
Nie tylko nie miałam gotowej walizki, ale w przeddzień eventu nie wszystko było jeszcze na tip top: brakowało odpowiednich talerzy do rozłożenia poczęstunku, a że dla wnętrzarskiego szpanu  potrzebowałam talerzy koloru zielonego, niemożliwych do znalezienia, przeszłam całe miasto wzdłuż i wszerz w ich poszukiwaniu. Talerze znalazłam, ale długi spacer wywołał skurcze, które w ciągu kilku godzin stały się regularne.
Jak tylko zrozumiałam, że moje dziecko ma w głębokim poważaniu moją pracę i plany, po kolacji chwyciłam za laptopa i między jednym skurczem a drugim, pisałam długiego maila do mojej pracowniczki ze szczegółowym opisem wszystkiego, co trzeba było jeszcze zrobić.
Nie będę was zanudzać naturalistyczną relacją z porodu, powiem tylko w telegraficznym skrócie, że był rodzinny, po ludzku i miał być w wodzie, ale nie wyszło.
Pamiętam wiszący za moimi plecami zegar, na który zerkałam po każdym skurczu i przed każdym badaniem z coraz bardziej rosnącą złością i żalem, bo czas mijał, a moja sytuacja nie zmieniała się ani o centymetr. Ostatecznie zmuszona byłam wyjść z wody i urodzić akceptując wymowny metaforycznie, ale kompletnie pozbawiony estetyki, wymiar mojej kobiecości. 

Przyszło na świat, wiadomo: takie śliczne różowiutkie maleństwo z maleńkimi stópkami i słodkimi rączkami, którego urodę i niesamowite blond włosy opiewały nawet najmniej wrażliwe staruchy.

Czas mijał i w przeciągu niespełna roku to pulchniutkie maleństwo, dla którego pierś matki była całym światem, zmieniło się w cyborga uwielbiającego wszelkie technologiczne zabawki i gadżety.
Czy ma to związek z tym, że nawet jego narodzinom towarzyszyło miarowe stukanie mojej klawiatury?
Wątpię, ale bawi mnie taki trochę baśniowy związek przyczynowy.

Mój synek należy do dzieci epoki cyfrowej, ery 2.0, okresu touchscreen, zwijcie go jak chcecie, problem w tym, że jest to generacja, której wychowanie martwi nas bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo jeszcze nie wiemy, jak ustosunkować się do nowości technologicznych.
Nasze dzieci są pod tym względem szczurami doświadczalnymi, to dzięki nim dopiero za kilkanaście lat będzie możliwa odpowiedź pytania takie jak:

Kiedy pozwolić dziecku na zabawę komputerem/telefonem/tabletem?
Jak ustosunkować się do technologii?
Jak pogodzić radość z poznawania otaczającego nas świata z atrakcyjnością gier komputerowych?
Czy w epoce ekranów ma jeszcze sens przekonywać dziecko o wyższości słowa drukowanego?

Pytań i wątpliwości jest oczywiście dużo więcej, odpowiedzi brak.
Tutaj podzielę się moją osobistą opinią, której zresztą nie zamierzam zaciekle bronić, bo tak naprawdę chciałabym poznać wasze szczere zdanie i ewentualnie coś zmienić:

1. Staram się, aby procent czasu spędzony przez mojego synka przed ekranem był bardzo niski w stosunku do czasu spędzonego na interakcjach ze “światem realnym”.

2. Nie podchodzę do technologii jak do zła koniecznego, chociaż świadomość, że uzależnienie od gier komputerowych i portali społecznościowych jest chorobą naszych czasów motywuje mnie do zachowania środków ostrożności.

3. Nie kieruję się strachem przed popełnieniem błędu tylko chęcią “zrobienia jak najlepiej”.

Konkretnie wygląda to tak:

Bajki
Czytamy książeczki i bawimy się w teatrzyki, gdzie Nicko najchętniej odgrywa rolę strasznego wilka. Prawie nie włączam telewizji, ale pozwalam Nicko oglądać bajki na komputerze, bo tam są po polsku.
Ograniczenie jest czasowe: dzieci do roku nie powinny w ogóle oglądać bajek (moje oglądało, ale tylko w sytuacjach podbramkowych), natomiast dzieci do trzeciego roku życia nie powinny oglądać bajek dłużej niż przez pół godziny dziennie (to mi się prawie udaje, nie zawsze, ale staram się jak mogę).

Gry
Mamy całą masę gier, puzzli i klocków (nie tylko Lego, ale też drewnianych), ale wgrałam w mój telefon i w iPada gry edukacyjne dla Nicko. Tak, istnieją gry dla rocznych i dwuletnich dzieci.

gry komputerowe dla małych dzieci
Mówiący Miś
Jest grą edukacyjną dla dzieci uczących się mówić. Ten słodki miś fascynuje maluchy, bo powtarza dokładnie wszystko, co mówią, stając się doskonałym bodźcem stymulującym rozwój mowy. Nicko był zachwycony i zanosił się śmiechem za każdym razem, kiedy misio powtarzał echem jego nieśmiałe “eeee” i “mama”.





gry komputerowe dla małych dzieci
Mówiący Pinokio
Trochę bardziej rozwinięta wersja z misiem. Pinokio nastawia ucha przysłuchując się wypowiedzi dziecka, którą powtarza, ale oprócz tego robi mnóstwo zabawnych rzeczy: łowi rybkę z akwarium, wyjmuje zabawki ze skrzyni i gra na flecie.








gry komputerowe dla małych dzieci
Ułóż w rzędzie
W tej grze możemy układać w rzędzie trzy przedmioty: znalezienie trzech jednakowych przedmiotów jest kombinacją, która pozwala przejść do następnego zestawu. Alternatywą jest cyfrowe memory, którego największą zaletą jest, że nie pogubimy elementów).


gry komputerowe dla małych dzieci

Zwierzęta i instrumenty
Wystarczy wybrać paluszkiem interesujące nas zwierzę, przedmiot, czy instrument, a słyszymy dźwięk, który produkuje i lektor mówi nam jego nazwę.







Gier oczywiście jest więcej, bo dla ich producentów dzieci to bardzo interesujący target. Pracowicie tworzą więc dla nich piąty wymiar: świat wirtualny, stawiając nas, pionierską generację rodziców, przed niesamowicie ambitnym wyzwaniem: wychowanie cyfrowych dzieci ery 2.0.
Dla większości z nas to grząski teren, który sami dopiero poznajemy, więc z jednej strony towarzyszy nam ekscytacja z odkrywania, a z drugiej strach przed nieznanym.
Otuchy dodaje mi jednak fakt, że nie powiodła się próba zastąpienia drewnianych zabawek plastikowymi, a plastikowych mechanicznymi na baterie. Świat jest coraz bogatszy, nasze doświadczenia coraz bardziej urozmaicone, a piąty wymiar jest jego kolejną częścią, pełnowartościową, ale tylko częścią.