Codziennie mam wątpliwości co do słuszności moich metod wychowawczych, co do jakości życia jaką oferuję mojemu synkowi i też co do sensu prowadzenia bloga, ale co do jednego wątpliwości mieć nie mogę: autorzy Świnki Peppy wychowali się na Pinky i Mózg i tak jak oni chcą zawładnąć światem i młodymi, jędrnymi umysłami naszych małych pociech. I nawet im się to udaje!
Jeszcze nie znalazłam nikogo, kto byłby w stanie wytłumaczyć mi to dziwne zjawisko, podać powód dla którego rodzinka z głowami w kształcie inspirowanym na męskich klejnotach, prowadząca głupie dialogi i bekająca na powitanie odnosi taki sukces.
A jednak wszystkie maluchy na dźwięk pierwszych nut piosenki Peppy wpadają w trans i tracą kompletnie kontakt ze światem, a na widok zabawek z wizerunkiem nowego idola gotowi są na wszystko. I każdy wie, co może gotowy na wszystko dwulatek!
My oczywiście też padliśmy ofiarą perfidnych technik sprzedaży mistrzowsko realizowanych przez różowego potworka. W ciągu ostatnich miesięcy zgromadziliśmy w naszym arsenale całe mnóstwo gadżetów z uśmiechniętą buźką świnki i jej braciszka. Mamy: plecak, dres, trzy książeczki, czerwony samochód, puzzle, pianino, aparat fotograficzny, naklejki i magnesy (nie myślcie, że to wszystko, napewno o czymś zapomniałam).
Tyle tylko, że ja już nie mogę. Ostatnio zaobserwowałam u siebie pierwsze objawy peppofobii i żeby odreagować zapisałam się nawet do jednej z istniejących na facebooku grup wsparcia dla rodziców borykających się z problemem.
A teraz publicznie się przyznaję do mojego dylematu licząc po cichu na wasze podpowiedzi...
Co mam zrobić ja, zdesperowana matka dwulatka ślepo zakochanego w Peppie i jej rodzince:
a) Pozwolić Peppie zawładnąć rozwojem, sercem i umysłem mojego synka,
b) Nie robić z tego takiego dramatu,
c) Doszukać się treści wychowaczych w kreskówce,
d) odpeppować Nicko? A jeśli odpeppować, to jak?
Serio, rodzice, co myślicie o Peppie i o tym jak jej rodzinka podbiła świat?