czwartek, 15 maja 2014

Bunt dwulatka - nie taki diabeł straszny

Mój synek ma dzisiaj 2 lata, 6 miesięcy i 5 dni. Bunt dwulatka przeszłam na własnej skórze i doskonale pamiętam, jak bardzo się go bałam. Na szczęście okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują, bo dzięki wprowadzeniu w życie kilku porad psychologów i prostych do opanowania sztuczek, udało nam się przez niego przebrnąć w miarę bezboleśnie i, co najważniejsze, bez ofiar w ludziach.

Dzieci mówią “Nie!”

To pierwszy objaw zbliżającego się nieuchronnie buntu dwulatka.
Ile razy powiedzieliśmy: “nie”, “nie rób tego”, “nie wolno”, “nie ruszaj”? Sto? Tysiąc? Milion? Teraz więc, kiedy dziecko stawia kolejny krok ku niezależności, nie ma co się dziwić, że cokolwiek mu nie zaproponujemy odpowiedź będzie "nie".
Czy mamy się temu biernie przyglądać i przeczekać etap?
Oczywiście, że nie! Jednocześnie jednak nie możemy dziecku na wszystko pozwalać, bo tak naprawdę dla jego poczucia bezpieczeństwa ważne są zasady i jasno postawione granice.
Co więc możemy zrobić?
To nie jest trudne: wystarczy unikać tak zwanych pytań zamkniętych, na które odpowiedź będzie “tak” albo “nie”. Zamiast pytać: “idziemy spać?”, lepiej przeformułować pytanie i powiedzieć: “idziemy spać teraz, czy po przeczytaniu bajki?” Dziecko prawie napewno odpowie, że po przeczytaniu bajki i będzie miało poczucie, że to ono podjęło decyzję, ale w rzeczywistości zrobi dokładnie to, co chcieliśmy (tak na marginesie: ta zasada doskonale sprawdza się też z facetami). Czytamy bajkę, a po zamknięciu książki kładziemy dziecko do łóżeczka. Kluczem do sukcesu jest tutaj konsekwencja: była umowa, to trzeba jej przestrzegać.

Dzieci się złoszczą

Dlaczego mamy problem ze złością? Bo w przeciwieństwie do innych emocji, jest uważana za negatywną i często kuszącym rozwiązaniem jest jej negacja albo stłumienie. Gdyby nie miała opinii drugorzędnej emocji, której pojawienie się jest równoznaczne z byciem “złym człowiekiem”, prawdopodobnie kolejki do psychoterapeutów byłyby zdecydowanie krótsze.
O złości dziecka napisano tomy książek. Paradoksalnie podstawowym problemem jest, czy pozwolić dziecku na jej wyrażenie? Przy takim ujęciu problemu odkrywcze staje się więc stwierdzenie, że dziecko to też człowiek: dorosły w miniaturowym ciele i z mniejszym doświadczeniem, ale pełnowartościowy.
Może więc odczuwać złość i ma do tego prawo.
Czasami być może jej powody nie są dla nas zrozumiałe: dlaczego się złości, że otworzyliśmy jogurt? Przecież chciał go zjeść! A tu atak płaczu, bo on chciał inny jogurt, taki sam jak ten, który otworzyliśmy, ale że stał obok, to dla niego jest inny. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to aż tak bardzo. Myślę, że czasami nasze powody do złości są dla dzieci tak samo niezrozumiałe: dlaczego mama krzyczy, powinna się cieszyć widząc jak ja świetnie się bawię pluskając w kałużach (mama Peppy to uwielbia i sama wskakuje we wszystkie kałuże). Nie da się ukryć: mamy z dziećmi małe problemy wynikające z rozbieżności priorytetów.
W czym jest więc problem?
W sposobie, w jaki tę złość wyrażają. Każdy z nas, co najmniej raz w życiu, widział rowrzeszczanego dwulatka skręcającego się konwulsyjnie na podłodze, walącego pięściami w co popadnie i rzucającego wszystkim, co znajdzie pod ręką. Pamiętajmy, że dzieci nie robią tego złośliwie, one niczego nie pragną bardziej niż bycia grzecznymi i kochanymi maluchami, ale czasami nie wiedzą, jak to osiągnąć i naszym zadaniem jest je tego nauczyć.

Co robić, kiedy nasze słodkie maleństwo przeradza się w opętanego bachora?
Sprawdzone przeze mnie rozwiązanie, gorąco polecane przez specjalistów ogranicza się do trzech liter: NIC. Zignorować. Poczekać, aż przejdzie, a nie potrwa to długo jeśli dziecko zobaczy, że nie zrobiło na nas wrażenia. Nicko tylko kilka razy w przypływie desperacji rzucił się na podłogę i udawał, że płacze. Za każdym razem co jakiś czas zerkał w moją stronę sprawdzając, co robię podczas gdy on cierpi tak bardzo, że już bardziej się nie da. Widząc jednak, że nie ruszyłam się ani o centymetr i nie przerwałam mojego zajęcia, wstawał i przychodził do mnie, a ja dopiero wtedy zaczynałam z nim rozmawiać: "Dobra, widzę, że jesteś spokojny, więc proszę, to jest twój jogurt."(ten sam jogurt, o który była awantura. Nie mylić z nagrodą za uspokojenie się, bo takiej nie daję)
Ignorując dziecko i kontynułując nasze zajęcie pozwalamy mu zrozumieć, że jego kaprys nie jest dla nas ważny, że jesteśmy spokojni i pogodni, więc jeśli ma zamiar płakać i rozpaczać, to nie jest to nasz problem. Natomiast z czasem, nasz spokój i pewność siebie pozwolą mu ugruntować taką właśnie postawę w stosunku do wszystkich codziennych problemów z przekonaniem, że można je rozwiązać pozytywnie.
UWAGA, to dosyć banalne, ale warto przypomnieć: dzieci uczą się przez naśladowanie, więc obserwując jak my wyrażamy złość z czasem nauczą się i powtórzą nasze schematy.

Królowa stoickiego spokoju:


13 komentarzy:

  1. Jeśli potrafimy zrozumieć potrzeby dziecka i spojrzeć na świat jego oczami wówczas żaden jego bunt nie będzie dla nas straszny. Bardzo fajnie i czytelnie to opisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku to był strach przed nieznanym: nie wiedziałam, co mnie czeka i nie miałam pomysłu na poradzenie sobie z tym... Poszperałam, poszukałam i kilka sposobów się znalazło :) a tu napisałam, to co zrozumiałam, sprawdziłam i mogę polecić :)

      Usuń
  2. U mnie jakoś nie było strasznych buntów.

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki człowiek takie diabły:):) czasami sami je przywołujemy i karmimy:):) ja też nie odczułam drastycznych zamian, choć wiadomo, że im dziecko starsze tym bardziej wzrasta jego świadomość i potrzeba niezależności:):) bunt jest właściwie pierwszą próbą życia po swojemu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mój mały ma ogromną potrzebę niezależności...

      Usuń
  4. U mnie bunt wisi w powietrzu, choć Gai do dwóch lat trochę brakuje. Słowa "nie wolno" są u mnie na porządku dziennym. Poczytałam Twój post i nie omieszkam skorzystać z Twoich rad, bo zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to konieczne. Jakoś to przeżyję, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę :) nasze małe potworki nie są wcale aż tak straszne ;)

      Usuń
  5. U nas bunt powoli wkracza w życie kilka histerii już się zdarzyło np. wczorajsza przy ludziach (opisane na blogu) ich komentarze po prostu zwaliły mnie z nóg.
    Ja podchodzę do tego, ze ten mój mały człowiek też ma prawo wyrażać swoje zdanie i jeżeli ja będę dla niego spokojna i spokojnie wytłumaczę to przejdziemy przez ten bunt razem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepiej się na rok zaszyć gdzieś w puszczy, żeby mnie to ominęło :P

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie Starszak konczy okres buntu, a Mlody zaczyna... nie ma to jak lekkie zycie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie przechodzę po raz trzeci bunt dwulatka i muszę powiedzieć (napisać), że co skutkowało u pierwszej, nie skutkowało u drugiej, a co skutkowało na drugiej, nie skutkuje na trzeciej :) Ot taka praca na żywym organizmie.

    OdpowiedzUsuń