poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Dwujęzyczne dziecko instrukcja obsługi

Mówią, że nigdy nie jest za wcześnie, żeby zacząć uczyć dziecko języków obcych, a w naszym przypadku jest to pewnego rodzaju koniecznością. Nicko jak na razie uczy się włoskiego (bo całe jego otoczenie mówi w tym języku), i polskiego (bo mi bardzo na tym zależy).

Jak wygląda dwujęzyczność na codzień?
Nicko niektóre słowa mówi tylko po polsku, a inne tylko po włosku. Są słowa, które zna w obu językach i używa ich, jak i kiedy mu się podoba. Przy czym do włoskojęzycznych nigdy nie mówi po polsku, natomiast rozmawiając ze mną często miesza oba języki, np.:
"Mama, andiamo na górę" - czyli "Mamo, idziemy na górę"
"Ora spać", czyli "Teraz spać".
Nasze dialogi to na przykład:
Ja: to jest gwiazdka.
Nicko: Nie, to jest sole (słońce).
I tutaj zaczynamy się kłócić, bo przecież on wszystko wie lepiej i w ogóle jakim prawem ja go pouczam?
Czasami mamy też małe problemy: zdarza się, że jeśli bawiliśmy się razem mówiąc tylko po polsku i Nicko chce opowiedzieć o tym tacie, albo wymyśla niestworzone historie albo prosi mnie o pomoc, bo nie zna odpowiednich słów po włosku.

Moja największa trudność?

Wiadomo, dzieci nie mają aktorskiej dykcji, więc często trzeba się trochę domyślić, o co im chodzi. Takie codzienne koło fortuny, tylko że zamiast kupowania spółgłosek badamy skrupulatnie otoczenie i wyraz twarzy malucha, wracamy myślami do wypowiedzianych ostatnio słów i strzelamy! Jeśli się uda, bonus i idziemy dalej, usiłując zapamiętać nową spersonalizowaną formę znanego nam słowa. Jeśli się nie uda, strach i zgroza, bo jeśli dziecko zobaczy, że go nie rozumiemy, to się zniechęci i wróci do “eeee” i pokazywania paluszkiem... Dwujęzyczność Nicko jeszcze bardziej skomplikowała zasady gry: wstyd się przyznać, ale ja czasami nie wiem nawet, w jakim on do mnie mówi języku... Paranoja do kwadratu!


Jak pomóc dwujęzycznemu dziecku?
Mówią, że oprócz trudności nauczenia się kilku kodów językowych, dwujęzyczne dzieci mogą czuć się inne od swoich kolegów. To ważny problem, bo maluchy niczego nie pragną bardziej niż czuć się częścią grupy, być "jednym z", a nie "tym innnym", dziwakiem, którego nikt nie rozumie (poza jego jeszcze bardziej dziwaczną mamą). Dlatego też poradzono mi nawiązać kontakt z innymi dziećmi dwujęzycznymi, żeby pokazać Nicko, że nie jest sam.
Niestety w naszym małym miasteczku nie jest wcale tak łatwo znaleźć dwulatki władające kilkoma językami, więc postanowiłam spróbować innego rozwiązania.  
W tutejszym klubie malucha prowadzone są zajęcia angielskiego, a że w sobotę rano szczytem naszych atrakcji i życia towarzyskiego jest na ogół wypad do supermarketu, to stwierdziłam, że angielski jest sensowną alternatywą, dzięki której Nicko pozna grupę dzieci mówiących po angielsku.
W zajęciach uczestniczyło sześcioro maluchów, które śpiewały, tańczyły, rysowały i bawiły się poznając angielskie odpowiedniki znanych im słów, takich jak: banan, gruszka, jagoda, mały, duży i jeden, dwa, trzy. Nicko, jak zwykle wchodząc w nowe otoczenie, najpierw obserwował sytuację, a potem włączył się do gry i miałam wrażenie, że mu się podobało: nie oszukujmy się, zajęcia były po prostu zabawą, tyle że wszyscy mówili po angielsku. Wszyscy, oprócz mojego synka. Dla niego to był pierwszy raz, więc trudno oczekiwać, żeby nagle zaczął rozmawiać używając nieznanego mu dotąd kodu.

dwujęzyczne dziecko
Klub malucha przed demolką

Wróciliśmy do domu. Nicko zadowolony, bo się wyszalał, a ja z mnóstwem wątpliwości, czy takie zajęcia mają sens, czy to nie za wcześnie i ile on z tego w ogóle zrozumiał.
Przy obiedzie, opowiadając tacie o naszym poranku, wzięłam plastikowy mikrofon i tak jak dzieci na zajęciach, powiedziałam: "I am Kamila", po czym podałam mikrofon Nicko, a on z absolutną nonszalancją i z zawadiackim uśmiechem na ustach przełożył to na włoski: "Io sono Nicko".
Zaniemówiłam. Nie powiem, żeby jedno zdanie rozwiało wszystkie moje wątpliwości, ale zdałam sobie sprawę, że dla Nicko zajęcia agielskiego były ciekawym doświadczeniem (bez cienia wątpliwości lepszym od robienia zakupów), coś jednak z nich zrozumiał, a ja jak zwykle po prostu za dużo myślę. 

10 komentarzy:

  1. Bardzo ważny dla mnie temat! Od dłuższego czasu przyłapuję się na tym, że mówię do Gai mieszano włosko-polskim. Gaja jeszcze nie mówi, zdarzają jej się co prawda pojedyńcze słówka, ale odnoszę wrażenie, że już dużo rozumie i to w polskim, jak i włoskim. Mnie samej czasami plączą się te dwa języki i dzisiaj np powiedziałam do męża: Quando torni do domu i tych przykładów mogłabym mnożyć. Mam nadzieję, że moja mała nie będzie miała w przyszłości problemów z rozróżnieniem włoskiego od polskiego, bo inaczej będzie to dla mnie prywatną klęską. Wydaje mi się też, choć żaden ze mnie ekspert, że dzieci chłoną języki jak gąbka i dlatego sądzę, że Nicko dobrze wszystko zrozumiał na angielskim. Przy okazji mam pytanie- kiedy zaczął mówić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też trudno jest ograniczyć się do polskiego, zwłaszcza, że Nicko często na pytania zadawane po polsku odpowiada po włosku. Mama i tata powiedział jak miał mniej więcej roczek, ale potem powoli mu szła nauka języka... Natomiast rozumiał doskonale zarówno po polsku jak i po włosku. Jak miał prawie dwa latka zapisałam go do żlobka - głównie po to, żeby mógł bawić się z innymi dziećmi no i oczywiście, żeby pomóc mu z nauką mówienia - zadziałało, bo się rozgadał :) Mówią, że dzieci dwujęzyczne zaczynają mówić później i moje osobiste doświadczenie to potwierdza. Teraz kwestie językowe wyglądają tak jak opisałam... mam nadzieję, że angielski jest krokiem w dobrą stronę ;) Acha, ważne, a zapomniałam o tym napisać: ja nie chciałam być dla niego jedynym źródłem języka polskiego, więc kreskówki włączam na kompie po polski, czytam bajki i rozmawiam z rodziną na skypie, a odkąd mam loty z Pizy, cześciej jeżdżę do domu...

      Usuń
    2. nam tutaj lekarze doradzali, żeby nie używać obu języków. u nas oboje z mężem jesteśmy Polakami i w domu mówi się tylko po polsku. od niderlandzkiego jest żłobek i szkoła.
      jeśli rodzice władają różnymi językami, to lekarze i pedagodzy zalecają, żeby trzymać się swojego języka (przede wszystkim dlatego, że używa się go poprawnie i tak też przyswoi go dziecko) - mama do dziecka mówi wyłącznie po polsku, a np. tata wyłącznie po włosku (jak u Was). wtedy będą rozróżniane słowa i oba języki nie zleją się w jeden.

      Usuń
  2. Wow! Ja jestem mocno niejęzykowa i podziwiam każdego władającego innym niż polski język biegle :) Twój synek jest moim bohaterem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha Mam nadzieję, że kiedyś przeczyta ten komentarz ;) dzięki :)))

      Usuń
  3. Ale pomyśl, jak fajnie będzie miał Nicko w przyszłości - dwa języki rodzime za free, bez typowej nauki :-) jak dla mnie super :-) tyle że na mojej drodze nie stanął żaden obcokrajowiec na tyle długo, coby coś wypaliło hihi, więc Majeranek i Kubuś zostaną póki co przy języku polskim ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masakra! Pozytywna oczywiście.
    Mój synek kończy za kilkanaście dni 2 latka i jeszcze w ogóle mało co mówi. W lipcu ostatecznie przyjeżdżam z dzieckami na stałe do męża do Norwegii. Mam iść do pracy, a dziecka do przedszkola. I tu się martwię, że będzie miał ciężko, bo nie dość, że w ogóle nie mówi, to jeszcze będą do niego po norwesku mówić. :( My dopiero "liżemy" podstawy. Mąż jest tu pół roku, a my się tak bujamy.
    Ale tak jak piszesz w opisie nic nie dzieje się bez przypadków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście żaden ze mnie ekspert, ale przy Nicko nauczyłam się, że nie ma się co za bardzo przejmować językami... Każdy w końcu uczy się mówić... Twojemu synkowi na początku może być trudno: dużo zmian, nie tylko językowych, ale z czasem napewno się przyzwyczai, a kiedyś pewnie też wam za to podziękuje (bo jednak dwa języki to nie jeden). Acha, to może się okazać przydatne: mój synek już rozumie, że mówimy po polsku i po włosku, więc kiedy uczy się jakiegoś nowego słówka, ja od razu mu mówię: po polsku "czerwony", po włosku "rosso" (no i potem ze mną zawsze mówimy czerwony, ale zauważyłam, że to pomogło mu zrozumieć, że są dwa różne sposoby nazywania jednej rzeczy i dzięki temu widzę, że jest spokojniejszy i chętniej się uczy nowych słówek, bo wreszcie jest dla niego jasne, dlaczego ja mówię inaczej niż Włosi). Powodzenia w przeprowadzce!!! :))))

      Usuń
    2. Wiesz co, tak sobie pomyślałam: może dla pewności skocz z nim jeszcze do logopedy... przynajmniej będziesz miała pewność, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś...

      Usuń
    3. Dziękuję za ciepłe słowa. Do logopedy idziemy w czerwcu. Miłek jakiś oporny jest. Wszystko rozumie i czasem zdarzy mu się powiedzieć. Teraz coraz więcej gada, ale po swojemu. Rozumiem co mówi. Zauważyłam, że lepiej łapie norweski niż polski :) Dobra metoda na naukę z tym podwójnym znaczeniem słów. Córce wł. raz bajkę po polsku raz po angielsku. Lata i wymyśla sobie słowa. Za kilka dni kończy 5 lat. Trzeba sobie radzić. Mam nadzieję, że "to wszystko" nabierze niebawem oczekiwanej płynności.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń