To, że wszyscy jesteśmy równi, ale faceci są równiejsi, to żadna tajemnica.
Powszechnie wiadomo również, że dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje.
A jednak pomimo totalnej świadomości tych banalnych prawd, kilka dni temu zdarzyło się coś, co spadło na moją spokojną głowę peace and love jak grom z jasnego nieba.
Od zawsze staram się, żeby mój cudowny mały synek nie wyrósł na seksistowską świnię, bo w ramach pokuty dobrowolnie skazałabym się na noszenie pokrzyw pod koszulą, klęczenie na grochu i sypanie solą na otwarte rany (innych wykonalnych obecnie tortur średniowiecznych nie pamiętam).
Robię więc, co mogę: proszę dziecko o pomoc w kuchni, bo gary nie są tylko dla bab, cierpliwie znoszę jego kreatywne próby zamiatania i odkurzania podłogi, bo liczą się dobre intencje, nie złoszczę się gdy przy wyjmowaniu zakupów wszystkie owoce wysypują się na podłogę, bo ważniejsza jest współpraca i codziennie uważam, żeby przekazać mu odpowiednie wartości i podejście do życia.
A co robi dziecko? Ze stoickim spokojem patrzy na moje zacięte próby wychowania go na dobrego mężczyznę, bawi się przy tym świetnie, ale przede wszystkim OBSERWUJE. Obserwuje wszystko i wszystkich, dostrzega szczegóły, których oko ludzkie nie widzi.
Obserwuje i czeka. Czeka na moment, kiedy ja, matka wyposażona w zwapniałe dorosłe zmysły stoję w kolejce w sklepie, gapiąc się bezmyślnie w pustkę.
Puk, puk.
Nicko puka mi w ramię, patrząc z zakłopotaniem i szepcze na ucho: “Mamo, to nie jest pani, to jest pan”.
Spojrzałam na dziecko, potem w stronę kasy, gdzie rzeczywiście siedział mężczyzna, i zaniemówiłam.
Nagle zrozumiałam, że już nawet dla dwulatka jest zupełnie oczywiste, że kasjerka to zawód dla kobiety!
Chwila zastanowienia, dziecko czekało na wyjaśnienie sytuacji, a ja jedyne, co zdołałam z siebie wyksztusić to: “Widzisz synku, panowie mają dwie rączki, tak samo jak panie, i też mogą przekładać produkty i liczyć pieniążki”.
Wyszłam z supermarketu z postanowieniem, że dla dobra dziecka i dla czystości mojego sumienia będę częściej robiła tam zakupy.
Z tego samego powodu zdecydowałam się też kupić ostatnio wydaną książkę pod tytułem “Kosmonautka”. Jej wydawca, Dominika Żukowska, szukała dla swojej córki książeczek, w których wybór żeńskich zawodów nie ograniczałby się do kucharki, sprzedawczyni i nauczycielki. A że nie mogła takiej publikacji znaleźć, to ją stworzyła, wypełniając w ten sposób ważną obecnie lukę. Bohaterkami książki są mamy, które obok tytułowej kosmonautki, wykonują zawody takie jak architektka, czy pastorka. W sumie niestereotypowych kobiecych zawodów jest dwanaście, a myślą przewodnią lektury jest zachęcenie naszych dzieci do odważnego realizowania swoich marzeń, bez względu na płeć.
Myślę, że warto, żeby Kosmonautka znalazła się na półkach nie tylko w pokojach dziewczynek.
Więcej informacji o książce znajdziecie tutaj, i tutaj.
Widziałam już tę książkę i wydaje się być faktycznie fajna :)
OdpowiedzUsuńPo moim doświadczeniu z supermarketu jest absolutnym "must have". Muszę jednak koniecznie podkreślic, że to nie jest post sponsorowany... chociaż mam nadzieję, że i tak nikt mnie o to (początkującej blogerki) nie podejrzewał...
UsuńNa początku mojego pobytu we Włoszech, bardzo mnie dziwił, a jednocześnie śmieszył, widok faceta przy kasie. U nas nie ma takiego zwyczaju (przynajmniej nie było, nie wiem jak teraz), więc uważałam to za dosyć zabawne:). A Twój wpis, nawet jeśli byłby sponsorowany, jest napisany tak ładnie, że aż chce się książkę przeczytać:).
OdpowiedzUsuńA ja jakoś w ogóle nie zwracałam na to uwagi dopóki Nicko się nie zdziwił...
UsuńDzięki za komplement, nawet nie wiesz, jak mi się zrobiło miło :))))
w Polsce to normalka, przynajmniej w marketach. Jak nam wpadnie w ręce taka książeczka, to na pewno sięgniemy po nią :) a tymczasem? oby więcej Mam tak wychowywało swoich synków, bo? Przecież to potencjalni moi zięcie :P
OdpowiedzUsuńWow, to super, że w Polsce już tak jest (jak ostatnio byłam, to jakoś nie zwróciłam uwagi, ale że jadę niedługo, to zrobię moją prywatną statystykę).
UsuńDzięki, to dla mnie ważne :)
nie widziałam tej książki, ale temat szalenie ważny. Podobnie jak Ty wychowuję syna, co nie zmienia faktu, że dzieci ufają temu, co widzą! Siła obrazu jest większa niż siła słów. U nas na półce stoją Robimisie Agaty Królak. W delikatny, mądry sposób zmienia wszechobecną mentalność. Dla przykładu w książce występuje: bibliotekarz, nauczyciel, dyrygentka i astronautka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto, żebyśmy my, mamy facetów też działały w odpowiednim kierunku :) W takim razie Robimisiów też poszukam, dzięki wielkie :)
UsuńFajne pedagogiczne podejście do tematu :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńNo ja synów nie mam. Ale za to trzy panny, które też chciałabym tak wychować, żeby oczywistym dla nich było, że to nie tylko one będą w domu od garów, pralki i prasowania. Żeby wymagały od swoich chłopaków, mężów (jak to brzmi :) współudziału w tej mniej fascynującej części rzeczywistości. Mają dobry przykład taty, więc jestem dobrej myśli.
OdpowiedzUsuńJak miło czytać o takiej rodzince :)
Usuńdzięki :)
UsuńU nas w supermarkecie jest rowniez jeden Pan, ale stoi tylko i wylacznie przy kasie samoobslugowej. Pamietam gdy ujrzalam Go po raz pierwszy to sie podswiadomie, mimowolnie zdziwilam.
OdpowiedzUsuńCo do syna - to chcialabym aby pomagal mi w pracach domowych. Przyklad ma dobry bo mojego meza o pomoc prosic nie trzeba :) Poki co syn niesiwadom niczego sam rwie sie do zamiatania. Az musze miotle chowac w trosce o szyby :D
Super! Widzę, że dbają o ciebie mężczyźni :)
Usuń